niedziela, 24 listopada 2013

Rudowłosa koleżanka z dzieciństwa

Lucy Maud Montgomery „Ania z Zielonego Wzgórza”

Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po „Anię z Zielonego Wzgórza”, ale moja pamięć okazuje się zawodna, bo nie pamiętam! (czy to już 'ten' wiek?) Za to bardzo dobrze pamiętam, że od pierwszego spotkania pokochałam ją całym sercem.
Bo jak można nie pokochać Ani? Dziewczęcia mającego tak bujną wyobraźnię, że sama będąc małą dziewczynką żałowałam, że nie mam takiej przyjaciółki. Tylko Ani mogło się zdarzyć pomyłkowe upicie przyjaciółki czy katastrofa z farbowaniem włosów. Tylko ona mogła poruszyć serce starszego rodzeństwa -Maryli i Mateusza Cuthbertów -  i na nowo wprowadzić do ich życia radość.
Jak to się dzieje, że pomimo upływu czasu, Ania nadal potrafi uwieść nowe młode czytelniczki? Może dlatego, że potrafi tak fantastycznie zarazić nas swoją miłością do życia? Dostrzeganiu piękna we wszystkim, co nas otacza? Za każdym razem sięgając po przygody Ani wiedziałam, że za chwilę przeniosę się na piękną wyspę Księcia Edwarda, w krąg przyjaznych ludzi. Była ona (i nadal jest) dla mnie gwarantowanym powiewem optymizmu i wiary w to, że ludzie są dobrzy. Że należy nigdy nie rezygnować ze swoich marzeń, bo nie wiadomo, co kryje się za następnym zakrętem na naszej życiowej drodze. Poza tym emocje, które autorce udaje się we mnie każdorazowo wywoływać. Raz parskam ze śmiechu, bo bohaterka znowu przechodzi sama siebie pakując się w kolejne tarapaty, a za chwilę muszę sięgać po chusteczkę, bo zdradliwe łzy pojawiają się w moich oczach. Poza tym, w Ani mogę odnaleźć też częściowo samą siebie z lat dzieciństwa, a czasem chyba dobrze sobie przypomnieć, że nie zawsze byliśmy tak mądrzy i rozsądni jak jesteśmy obecnie. Może nie spadłam z dachu tak jak Ania, ale w jej nieustępliwości i uporze (ach to zacięcie, z jakim nie odzywała się do Gilberta…) zdecydowanie widzę samą siebie. Tak samo ta pewna egzaltacja, którą przejawia. Zastanawiam się czy ja doprowadzałam tym do szału moich rodziców...
Mimo skompletowania całej serii przygód Ani (wszystkie egzemplarze były z wydawnictwa NASZA KSIĘGARNIA, z klejonymi stronami, które po jednym przeczytaniu wypadały :D ) nigdy nie udało mi się ich wszystkich przeczytać. Wydaje mi się, że ostatnią, po którą sięgnęłam był „Wymarzony dom Ani”. Być może kiedyś uda mi się nadrobić te czytelnicze zaległości. Pamiętam też, że pierwszą i trzecią część kiedyś komuś pożyczyłam i już do mnie nie wróciły (dlatego teraz pożyczam książki tylko 'sprawdzonym' ludziom).
Tym razem skusiłam się na odsłuchanie przygód Ani. Lektorka Pani Joanna Pach-Żbikowska wspaniale oddała charakter i emocje głównej bohaterki swoim głosem.
Jeśli kiedyś będę miała córkę zdecydowanie postaram się zaszczepić jej miłość do rudowłosej dziewczynki z Wyspy Księcia Edwarda.
Książka przeczytana w ramach nadrabiania Trójki e-pik - październik2012 - autor naszego dzieciństwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz