niedziela, 27 października 2013

Nie lubię zbiorówek, ale czasem trzeba…

Niestety tak jestem w 'tyle' z przeczytanymi pozycjami, że aby wszystko nadrobić przed końcem października i w końcu wyjść na prostą, muszę dokonać kompresji i zmieścić wszystko w góra dwóch wpisach :)
Październikowe książkowe szaleństwo zaczęłam od…

Kimberley Freeman „Wildflower Hill” ( „Wzgórze Dzikich Kwiatów”)

„Wildflower Hill” to historia o Beattie i Emmie, babce i wnuczce, w której przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Młoda Beattie zachodzi w ciążę z żonatym mężczyzną. Razem wyjeżdżają z Wielkiej Brytanii do Australii. Jednak zakochanej dziewczynie szybko opadają klapki z oczu i uzmysławia sobie, że musi od niego odejść. Ucieka w inny rejon Australii, gdzie, aby zapewnić córce godne warunki, pracuje od rana do nocy. Dostaje pracę w posiadłości Wildflower Hill, nie mającej dobrej sławy wśród lokalnego społeczeństwa. Tak zaczyna się droga Beattie do lepszego jutra. Jednak życie nadal nie oszczędzi jej cierpień i smutku. Aż do śmierci zachowa w sercu tajemnicę, którą przyjdzie odkryć dopiero jej wnuczce Emmie. 
Emma jakoś mnie nie porwała swoją historią. Do końca nie potrafiłam jej obdarzyć sympatią. Jedynym powodem umieszczenia jej w książce jest odkrycie tajemnicy babki. W sumie chętnie usunęłabym z książki Emmę a całą książkę poświęciła Beattie i jej życiu. Ale cóż, to tylko moje odczucie. Historia Beattie, która z dziewczęcia bez perspektyw przemienia się w dążącą do zamierzonego celu, odnoszącą sukces kobietę, nie bojącej się podjąć ryzyka i postawienia wszystkiego na jedną kartę jest naprawdę interesująca. Lubię takie bohaterki.
Minusem książki, jak dla mnie, to, że zabrakło mi tu trochę więcej opisów codziennego życia w Tasmanii na farmie owiec. Ale może to dlatego, że jednym z moich ulubionych seriali były Córki McLeoda. Zakończenie książki pozostawia czytelnika z przynajmniej jednym pytaniem.
Dużo emocji, wciągająca akcja, nic tylko czytać, kiedy potrzebne nam jest oderwanie się od rzeczywistości.
Książka przeczytana w ramach październikowej Trójki e-pik – książka z dwutorową akcją.
P.S. Bardzo mi się podobają okładki tej książki. Ręce aż same się rwą do książki.



Ernest Hemingway „Stary człowiek i morze”
 
Książki chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Chyba każdy z nas też słyszał o Hemingway’u. Zabrałam się do przeczytania tej książki, żeby ją sobie odświeżyć w pamięci i być może dać jej jeszcze jedną szansę.
To krótkie opowiadanie skupia się na starym rybaku Santiago, który od wielu dni nie złowił żadnej ryby. Chcąc pokazać, że jeszcze jest przydatny na morzu postanawia wypłynąć dalej niż wszyscy inni aby zwiększyć swoje szanse na połów. I rzeczywiście, po długotrwałej, męczącej walce, łapie największą rybę jaką do tej pory widział. Jego szczęście i triumf nie trwa jednak zbyt długo, ponieważ w drodze powrotnej raz po raz jego zdobycz zostaje rozszarpana przez rekiny. Po dopłynięciu do brzegu, po zdobyczy Santiaga pozostają tylko strzępy.

Morał z tej historii również jest znany wszystkim. Może więc wszyscy razem wypowiemy te słowa?
Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać
Teraz pewnie duża część z Was postanowi mnie powieść ale… zmęczyłam się czytając. Niekończące się opisy żyłek, zmieniania pozycji w łodzi, walki Santiaga z wycieńczeniem po prostu mnie znudziły. I tak, potrafię docenić przesłanie, jakie niesie ze sobą ta lektura, jednak raczej dużo czasu minie zanim sięgnę po następną książkę tego noblisty.
Książka przeczytana w ramach październikowej Trójki e-pik – książka z motywem morza/oceanu.


Magdalena Witkiewicz „Ballada o ciotce Matyldzie”
 
Z twórczością Pani Witkiewicz jak do tej pory zetknęłam się tylko raz za sprawą książki „Opowieść niewiernej”. Spotkanie to było jak najbardziej pozytywne, więc z ciekawością sięgnęłam po kolejną książkę tej autorki.

Tytułowa ciotka Matylda to energiczna, pozytywnie nastawiona do życia starcza pani nie oceniająca książki po okładce :). Jednak już na samym początku książki wiemy, że postanawia umrzeć. I tak też się staje. Umiera dokładnie w tym samym dniu, kiedy jej ulubienica – Joanka – rodzi swoją córeczkę. Joanka jednak nie zostaje sama na tym świecie – ciotka Matylda wszystko zorganizowała. Na scenie pojawiają się dwaj barczyści bracia Oluś i Przemcio oraz żona Przemcia – Patrycja. Stają się oni ekipą wsparcia dla nowej mamy. Wiecznie nieobecny mąż dziewczyny dolewa oliwy do ognia i nasza bohaterka nie tylko musi się zmierzyć ze stratą ukochanej ciotki, maleństwem w domu, ale i kryzysem małżeńskim.
Książka jest naprawdę fajną lekturą na chandrę, kiedy potrzebujemy tego zastrzyku pozytywnej energii. Po przeczytaniu może niektórym znowu uda się uwierzyć w drugiego człowieka? Poza tym, mimo, że z przymrużeniem oka, autorka pokazuje nam, że nie powinniśmy dać się zwieść pozorom. Fakt, nie każdy barczysty osiłek musi mieć gołębie serce, ale też nie każdy czeka tylko, żeby nam sprzedać lewego sierpowego :D
Książka przeczytana w ramach październikowej Trójki e-pik – optymistyczna książka na jesienną chandrę.


A poza tym ...
To chyba zbankrutuję przez te ostatnie promocje ebookowe związane z Targami Książek w Krakowie! Bo jak tu nie zaopatrzyć się w ksiązki kiedy cena 9.90 zł tak kusi?

poniedziałek, 14 października 2013

Pani Katarzyna dała czadu!

Katarzyna Grochola „Houston, mamy problem”

Czad, to słowo chyba najlepiej opisuje moje odczucia podczas i po 'przeczytaniu' „Houston, mamy problem”. Dawno już nie pamiętam książki, przy której tak często parskałabym ze śmiechu i która sprawiłaby mi tak niekłamaną przyjemność. 
Książkę zamiast przeczytać wysłuchałam i nie żałuję.
Nasz główny bohater – Jeremiasz – to zwyczajny facet, który jest nadal świeżo po rozstaniu ze swoją dziewczyną. Z powodu pewnej komplikacji na jednym z festiwali filmowych, ten zdolny operator filmowy para się teraz montażem telewizji kablowej, reperuje telewizory, podłącza Internet itp. Jak można się domyślić - taka praca to nie jest szczyt jego marzeń. Opisuje nam swoje codzienne problemy i małe zwycięstwa (tych jest dużo mniej niestety). Mimo, że bez kobiety, wydaje się nadal nimi otoczony – a to Zmora z piętra niżej, a to podlotek od sąsiadów zza ściany, przyjaciółka, która jest bardziej jak facet… I prawie wszystkie wydają się czegoś od niego chcieć. I bądź tu chłopie mądry.
Bardzo mi się podobało to męskie spojrzenie na świat i kobiety. Kto wie? Może dzięki tej książce nawet mi się uda bardziej zrozumieć ten dziwny stwór mieszkający ze mną zwany mężczyzną? :) Uwielbiam te wewnętrzne monologi Jeremiasza. Od pierwszego zdania po prostu przepadłam z kretesem. Humor, którego pełno w książce jest w 100% w moim guście. Jestem ciekawa, jak Pani Grocholi udało się tak fantastycznie wykreować postać głównego bohatera, zwłaszcza, że wydaje się tak prawdziwy. Nie mam zupełnie problemu z uwierzeniem, że takich Jeremiaszów może być trochę na świecie.
Pan Wojciech Mecwaldowski wspaniale oddał klimat książki i dzięki niemu Jeremiasz dla mnie ożył. Zupełnie nic bym nie zmieniła w tym audiobooku.
Pani Katarzynie Grocholi chciałabym bardzo podziękować za dostarczenie wspaniałej dawki humoru. Naprawdę dawno tak się nie uśmiałam jak podczas lektury tej książki.

Książka przeczytana została w ramach 'nadganiania' wyzwania Trójki e-pik  kwiecień 2012  - współczesna literatura polska.

niedziela, 13 października 2013

Odkrywam Poirota od początku

Po dwóch nie do końca spełniających moje oczekiwania książkach potrzebowałam jakiegoś 'pewniaka', który mnie nie zawiedzie. A kto nie nadaje się do tego lepiej niż mały Belg? Więc postanowiłam odświeżyć sobie, tym razem w chronologicznej kolejności, wszystkie przygody Poirota. Takie moje osobiste wyzwanie.
 

Agatha Christie „The Mysterious Affair at Styles” („Tajemnicza historia w Styles”)

Kapitan Hastings, weteran pierwszej wojny światowej, zostaje zaproszony przez swojego znajomego Johna Cavendisha do spędzenia paru tygodni w rodzinnej posiadłości Cavendish’ów – Styles. Tutaj Hastings spotyka na swej drodze dawnego przyjaciela Herkulesa Poirot. W Styles dochodzi do tragedii – pani domu Emilia Cavendish zostaje otruta. Podejrzenia, oczywiście, padają na dużo młodszego od niej męża, który nie zaskarbił sobie sympatii żadnego z domowników. Hastings prosi Herkulesa Poirot o pomoc w rozwiązaniu zagadki śmierci Lady Cavendish. I tak zaczyna się historia pięknej przyjaźni i współpracy angielskiego gentlemana i belgijskiego detektywa.

Agatha Christie „Murder on the Links” („Morderstwo na polu golfowym”) 
 
Telegram otrzymany od milionera Paula Renauld, obawiającego się o własne życie, sprowadza Herkulesa Poirot i Hastingsa do Francji. Niestety przybywają za późno, Renauld już nie żyje. Poirot postanawia jednak uruchomić swoje sławne szare komórki i odnaleźć winnego tej zbrodni. Czy klucz do odkrycia zagadki kryje się w przeszłości milionera? Kim jest piękna nieznajoma poznana przez Hastingsa w pociągu i jaki miała udział w popełnionej zbrodni?


Chyba każdy z nas ma książki, bohaterów i autorów, do których wraca i zawsze będzie wracać. A czytając każdą z ich książek czujemy się jak byśmy odwiedzali starego dobrego przyjaciela. Tak na mnie zawsze działają przygody Herkulesa. Ogarnia mnie wtedy wspaniałe poczucie błogości, jakbym z mrozu weszła do przytulnego ciepłego mieszkanka, została posadzona w miękkim fotelu z wyśmienitą herbatą, otulona kocem, podczas gdy ten tak dobrze znany przyjaciel snuje swą fantastyczną opowieść.
Raczej nigdy nie będę mogła obiektywnie spojrzeć na twórczość Agathy Christie. Za każdym razem mogę się spodziewać wspaniałej rozrywki i zwrotów akcji. Już dawno się poddałam i nawet nie próbuję dedukować, kto jest mordercą. Poza tym lata opisywane w książkach Pani Christie - prawdziwe damy i gentlemani, dobre maniery – wszystko to powoduje, że po prostu nie mogę się oderwać od czytania. Nie mogę napisać, że tęsknie za tamtymi czasami (bo jak można, jeśli się wtedy nawet nie było w planach?), ale jest coś w tych latach, co mnie pociąga.
Spotkanie z Poirotem, po dwóch takich sobie książkach, było naprawdę dobrym pomysłem. Dostałam dzięki temu pozytywnego kopa do sięgnięcia po następną książkę.
Książki przeczytana została w ramach 'nadganiania' wyzwania Trójki e-pik:
- lipiec 2012 - klasyczny kryminał ze "starej szkoły" - "The Mysterious Affair at Styles"
- styczeń 2013 - książka, która jest częścią serii - "Murder on the Links"

niedziela, 6 października 2013

Po skandynawsku

Jo Nesbø „Człowiek nietoperz”
 
Dopóki nie wpadła w moje ręce seria Millennium Stiega Larssona nie zwracałam uwagi na skandynawskich autorów. W tej chwili nawet nie jestem sobie w stanie przypomnieć, czy do tego momentu ich książki były dostępne w księgarniach. Po sukcesie Larssona, jak wszyscy wiemy nastąpił boom na kryminały skandynawskie. Jednym z nazwisk przewijających się na półkach z rekomendacjami czy bestsellerami przewijało się nazwisko Jo Nesbø. Postanowiłam spróbować i sięgnąć po pierwszą z serii książek o norweskim policjancie Harrym Hole. Tym razem dałam szansę audiobook’owi.
Harry zostaje wysłany do Sydney, gdzie zamordowana została jego rodaczka Inger Holter. Harry ma współpracować z australijską policją i pomóc im w złapaniu mordercy. Przydzielony do australijskiego funkcjonariusza Andrew Kensingtona, zaczyna odkrywać (swego rodzaju) slumsy Sydney aby dotrzeć do prawdy.
Rozczarowanie. Tak jednym słowem mogę skwitować moje odczucia względem tej książki. Oczekiwałam świetnego kryminału na miarę tych zaserwowanych przez Larssona, a dostałam coś przeciętnego. Pewnie jestem trochę niesprawiedliwa, ponieważ to dopiero pierwsza książka autora?
Akcja bardzo wolno się rozkręca, co zniechęciło mnie na długi czas do słuchania tego kryminału. Co mi się spodobało to sam Harry, który nie jest super hiper dobrym facetem, a po prostu normalnym gostkiem z problemami. Słyszałam, że pierwsze dwie książki autora są tymi słabszymi więc nie pozostaje mi nic innego jak tylko zacisnąć zęby, przebrnąć przez drugą część przygód Harrego Hole i powinno być już z górki.
 

Książka przeczytana została w ramach ‘nadganiania’ wyzwania Trójki e-pik - sierpień 2012 - literatura skandynawska.

sobota, 5 października 2013

Znowu historycznie - Francja

Maurice Druon „Król z żelaza”

  Do tej pory nie czytałam za dużo książek historycznych traktujących o Francji. Więc z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po książkę autorstwa Pana Druon „Król z żelaza”.
Wydarzenia opisane w książce skupiają się u zmierzchu panowania Filipa IV zwanego Pięknym, kiedy to proces wymierzony w zakon Templariuszy dobiegł końca. Wielki Mistrz zakonu umiera na stosie, ale prawie ostatnim tchnieniem przeklina króla, królewskiego strażnika pieczęci oraz papieża. Jak się okazuje, klątwa się spełnia. W przeciągu roku każdy z nich umiera. Przypadek? Być może. Poza wątkiem Templariuszy poznajemy również sekrety synowych króla, które nie wzięły sobie do serca przysięgi wierności małżeńskiej. Co się z nimi stanie, kiedy ich sekret zostanie odkryty? Czy Filip Piękny i ich mężowie będą miłosierni?
Kiedy powracam myślą do tej lektury nie mogę oprzeć się wrażeniu, że skonstruowana została dla zupełnie innego czytelnika niż ja. Jakoś nie trafiła do mnie. Tak, potrafię docenić wielowątkowość opowieści, jednak nie potrafiłam znaleźć wspólnego języka z żadnym z bohaterów. Samo to, że tak krótką książkę czytałam tydzień świadczy o tym, że nie było mi za bardzo z nią po drodze. Być może Maurice Druon nie jest ‘moim’ autorem? Czegoś mi tu zabrakło, a szkoda.
Książka przeczytana została w ramach wrześniowego wyzwania Trójki e-pik (literatura francuska -miejsce akcji/ pochodzenie autora).


A tak w ramach prywaty muszę się przyznać do nałogu w jaki wpadłam. Ostatnimi czasy, zamiast właczyć sobie ciekawego audiobooka podczas 'wypełniania' domowych obowiązków oglądam seriale na Netflixie! Ale sama sobie obiecałam poprawę. Zwłaszcza, że mam ochotę zadbać o siebie i ruszyć się z domu tą jesienną porą, zaznać trochę ruchu i biegać. W domu mam dwie świetne motywatorki więc mam nadzieję, że mój zapał nie ostygnie i nie dam się deszczom i chłodowi.

Moje motywatorki :)