wtorek, 19 marca 2013

W afrykańskim słońcu i towarzystwie słoni

Lawrence Anthony & Graham Spence „The Elephant Whisperer”
 
W zeszłym roku miałam przyjemność spełnić jedno z moich podróżniczych marzeń i wybrać się do Afryki. Pojechałam tam ze Ślubnym w podróż poślubną, Kierunek Republika Południowej Afryki. Oczywiście, jak to ja, moje kroki również skierowałam do...księgarni. Zupełnie przypadkowo wpadła w moje ręce książka „The Elephant Whisperer” i już nie mogłam jej odłożyć, zwłaszcza, że na zakończenie naszej podróży wybieraliśmy się na safari. Niestety książka została zaanektowana przez  Ślubnego zanim zaczęłam ją czytać, a po podróży odłożona na półkę, dopóki jej nie odkryłam na nowo porządkując moją biblioteczkę.
Lawrence Anthony był międzynarodowym ekologiem i podróżnikiem. Z początkiem lat 90-tych razem ze swoją długoletnią partnerką Francoise, kupił (hmm jak tu przetłumaczyć ‘game reserve’? ) park Thula Thula położony na terenie RPA. I to tutaj rozgrywają się wydarzenia opisane w książce.
W roku 1999 stado słoni, które zaskarbiły sobie opinię ‘trudnych’, zostało zaoferowane parkowi Thula Thula. Jako, że Thula Thula było ostatnią szansą słoni na przeżycie (inaczej zostałyby zastrzelone), Lawrence zgodził się przyjąć stado do siebie. W książce przeczytamy z jakimi problemami musiał zmierzyć się Lawrence w walce o życie i rehabilitację słoni.
Nie wiem czy to lekkość z jaką czyta się tą lekturę, czy może to, że byłam w Afryce i na własne oczy widziałam zwierzęta w ich naturalnym środowisku, ale miejscami aż czułam to palące słońce, słyszałam odgłosy dobiegające nocą z parku. Co jakiś czas łapałam się czytając, że aż trudno uwierzyć w to co zostało opisane (np w to, że za każdym razem gdy Lawrence przyjeżdżał z podróży, słonie czekały na niego na podwórku jego domu). Dopiero wyszukując notatki biograficznej głównego z autorów przeczytałam, że po jego śmierci, niektóre słonie przyszły pod jego dom, zgodnie ze sposobem, w jaki zazwyczaj opłakują śmierć jednego z nich. I niech mi ktoś powie, że zwierzęta nie są zdolne do uczuć wyższych! Polecam książkę wszystkim tym, którzy lubią czytać książki o zwierzętach i o przyjaźni jaka może się wywiązać pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem. A także tym, którzy mają ochotę liznąć trochę codziennego życia w game reserve.
Swoją drogą po moim pobycie na safari jeszcze bardziej jestem przeciwko cyrkom itp wynalazkom. Jednak nie ma nic piękniejszego niż dzikie zwierzę w jego naturalnym otoczeniu. Uwierzcie mi, że nie chce Ci się wierzyć, kiedy po raz pierwszy widzisz przed sobą lwa, że on jest prawdziwy i że nie powinno się go głaskać. Mimo, że wygląda tak łagodnie :)

 Ale jako, że wpis o słoniach, czy to nie fajna rodzinka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz